
Wydawało się, że Aleksandra i Dawid mają przed sobą świetlaną przyszłość. Ich wspólne życie zaczęło się wręcz bajkowo. Po ślubie para wybrała się w podróż do USA. Tuż przed powrotem do Polski Aleksandra zmarła jednak w zagadkowych okolicznościach, a jej mąż cudem uszedł z życiem. Amerykańscy śledczy uznali, że był to nieszczęśliwy wypadek, ale bliscy kobiety uważają inaczej. Ich zdaniem Aleksandra padła ofiarą morderstwa.
Na początku sierpnia 2022 roku Aleksandra i Dawid Łęczyccy wzięli ślub. Kilkanaście dni później nowożeńcy wyruszyli w podróż poślubną. Zdecydowali się na Stany Zjednoczone. Konkretnie była to Floryda, której ciepły klimat świetnie pasuje do wyobrażeń na temat idealnej podróży poślubnej.
Aleksandra chętnie dzieliła się w mediach społecznościowych szczegółami wymarzonej wyprawy do Miami. Wysyłała również wiadomości i zdjęcia bezpośrednio do bliskich. Ta aktywność ustała tuż przed powrotem do kraju, czyli 29 sierpnia 2022 roku.
Walka o życie Aleksandry i Dawida
Tego dnia młodzi małżonkowie zostali znalezieni nieprzytomni na plaży w centrum Miami. Wezwano służby ratunkowe, które próbowały pomóc parze z Polski. Niestety 26-letniej Aleksandra zmarła. Jej mąż w stanie krytycznym został przewieziony do szpitala.
Przez kilka dni lekarze utrzymywali Dawida w śpiączce farmakologicznej. Na szczęście życie mężczyzny udało się uratować. Wiele tygodni spędził on jednak w szpitalnym łóżku. Czekała go także intensywna rehabilitacja. Mężczyzna do dziś zmaga się z problemami neurologicznymi. Dawid twierdzi, że nie pamięta, co stało się felernego dnia, gdy razem z Olą opuścili hotel.
ZOBACZ: Tajemnicze zaginięcie Amy Bradley. 27 lat temu ruszyła w rejs i przepadła bez śladu. Rodzina wciąż wierzy, że kobieta żyje
Co tak naprawdę stało się na Florydzie?
Ostatni wieczór pobytu w Miami para spędziła poza hotelem. Małżonkowie odwiedzili jeden z tamtejszych klubów. Nad ranem wrócili jednak do hotelu, gdzie zdrzemnęli się na krótko. O 11:00 Aleksandra i Dawid wymeldowali się z hotelu. Poprosili jednak o przechowanie bagażu, ponieważ chcieli jeszcze po raz ostatni pójść na plażę.
Co wydarzyło się później? Na to pytanie miało odpowiedzieć śledztwo prowadzone przez amerykańskie służby. Według Moniki i Artur Grabarczyków – rodziców Aleksandry, którzy opisali swoje wspomnienia i przemyślenia w materiale zamieszczonym na kanale “Ślady” – policjantom nie zależało, żeby odkryć prawdę. Detektyw prowadzący śledztwo już po kilku dniach miał być przekonany, że Dawid i Ola przedawkowali narkotyki.
Kim był Kevin Maldonado?
Bliscy zmarłej Polki próbowali dowiedzieć się na własną rękę, kto jeszcze może posiadać informacje w tej sprawie. Udało się ustalić tożsamość mężczyzny, który jako ostatni kontaktował się z Aleksandrą przed jej śmiercią. Miało to miejsce 29 sierpnia kilka minut po 12:00. Około 19:00 para miała natomiast samolot do Polski.
Tajemniczym mężczyzną, który kontaktował się wcześniej na Instagramie z Aleksandrą, był Kevin Maldonado. Bliscy odkryli, że mężczyzna był promotorem jednego z klubów w Miami. Wcześniej miał mieć problemy z prawem. Według rodziców Aleksandry – w przeszłości został oskarżony o gwałt, a już po śmierci ich córki trafił do więzienia za kradzieże. Śledczy nigdy natomiast nie przesłuchali Maldonado mimo próśb rodziny.
Szokująca treść raportu toksykologicznego
Alarmujących szczegółów było znacznie więcej. W raporcie toksykologicznym Aleksandry stwierdzono obecność fentanylu. Jest to silny opioid syntetyczny, który nawet w bardzo małych dawkach może prowadzić do śmierci. Była to jednak zaledwie jedna z 15 różnych substancji, jakie znaleziono w organizmie kobiety. Wykryto m.in. kilka innych narkotyków o silnym działaniu. Co ciekawe, u Dawida tych środków było mniej i tylko częściowo się one pokrywały.
Dokładne okoliczności zażycia tych wszystkich substancji nie zostały natomiast wyjaśnione. Przede wszystkim policji i prokuraturze nie udało się odpowiedzieć na jedno kluczowe pytanie. Czy Aleksandra i jej mąż zażyli dobrowolnie substancje psychoaktywne, czy też ktoś podstępnie podał je małżonkom? Rodzina i przyjaciele zmarłej kobiety twierdzą, że 26-latka nie zażywała narkotyków.
Byłoby to sprzeczne z tym, czym zajmowała się na co dzień. Kobieta pracowała bowiem w laboratorium kryminalistycznym warszawskiej policji. Aleksandra posiadała także rozległą wiedzę z zakresu chemii i biotechnologii – skończyła te dwa kierunki studiów. Tuż po powrocie z podróży poślubnej kobieta miała zaś zacząć prestiżową pracę w Polskiej Akademii Nauk. Aleksandra musiała zatem doskonale zdawać sobie sprawę, czym mogło grozić zmieszanie wielu szkodliwych substancji.
Dalsze niepokojące ustalenia
Kolejna podejrzana kwestia to dane z telefonu należącego do Aleksandry Łęczyckiej. Biegli informatycy uznali bowiem, że smartfona nie da się odblokować. Rodzice zmarłej policjantki postulowali, by śledczy zwrócili się bezpośrednio do producenta telefonu – firmy Apple. Mama Oli wysłała iPhone’a do USA. Na niewiele to się jednak zdało.
Innym aspektem sprawy są zdjęcia, jakie rodzice Aleksandry Łęczyckiej otrzymali po dwóch latach od rozpoczęcia śledztwa. Na fotografiach wykonanych krótko po śmierci widoczne jest ciało 26-latki na szpitalnym łóżku. Bliskich zszokowały liczne obrażenia, takie jak siniaki, zadrapania, podbite oczy czy ślady krwi w okolicach intymnych. Dolna część stroju kąpielowego, czyli jedyna część garderoby, jaką Aleksandra miała na sobie, była zaś silnie zabrudzona krwią.
Zarzuty bliskich wobec śledczych
Wszystkie te poszlaki i dowody nie przemówiły jednak do śledczych z Miami. Zamknęli oni sprawę, uznając, że osoby trzecie nie były odpowiedzialne za śmierć Polki. Sprawę próbowały wyjaśnić także nasze krajowe służby, ale ich działania nie przyczyniły się do żadnego przełomu.
Tajemniczą sprawę z Miami skomentował gen. Adam Rapacki – były wiceszef MSW oraz były zastępca Komendanta Głównego Policji.
Jeżeli do jakiegoś zdarzenia doszło za granicami Polski, jest ono przedmiotem śledztwa tamtejszych organów i polska prokuratura nie ma większego wpływu na jego przebieg. Dopiero gdy śledztwo podejmowane jest również przez polskich śledczych, mogą oni wnioskować o uzupełnienie określonych czynności wobec tego, co otrzymali w ramach pomocy prawnej – stwierdził w rozmowie z Onetem gen. Adam Rapacki.
Ekspert podkreślił również, że “pewnych czynności, głównie tych związanych z oględzinami miejsca zdarzenia po pewnym czasie niestety nie da się już powtórzyć. To komplikuje cały proces dowodowy, możliwości dowodowe polskiej prokuratury są mocno ograniczone, bo musi opierać się na tym, co dostała od drugiej strony.”
Rodzice Aleksandry mają natomiast żal zarówno do amerykańskiego, jak i polskiego wymiaru sprawiedliwości. Wskazują, że nie uzyskali dostępu do nagrań z monitoringu, zeznań świadków, a nawet nie odzyskali rzeczy osobistych, jakie należały do córki. Przede wszystkim jednak bliscy uważają, że Ola padła ofiarą morderstwa.